Czas zacząć zapobiegać- Wywiad z Ambasadorem

Gdybyśmy my, Palestyńczycy, stracili nadzieję, już by nas nie było

Autor: Jakub Katulski


Dr Mahmoud Khalifa – ambasador Palestyny w RP, dziekan arabskiego korpusu dyplomatycznego w Polsce. Studia wyższe kończył właśnie w Polsce, ucząc się przy okazji języka. Z zawodu jest dziennikarzem, był m.in. ministrem informacji Autonomii Palestyńskiej.


 

Panie ambasadorze, 20 maja rozpoczęło się zawieszenie broni między Izraelem a Hamasem i Islamskim Dżihadem. Czy myśli pan, że to koniec eskalacji, czy też walki mogą ponowie wybuchnąć?
– Zawieszenie broni znaczy tylko jedno. Już czas, by usiąść do stołu i rozwiązać konflikt, opierając się na rezolucjach Zgromadzenia Ogólnego i Rady Bezpieczeństwa ONZ. Nie wystarczy zawieszenie broni w tej rundzie tylko po to, by przygotować następną. Trzeba zapobiegać kolejnym eskalacjom i to czas, by obok siebie powstały dwa państwa w granicach z 1967 r. (w czerwcu 1967 r. Izrael zajął Jerozolimę Wschodnią, Zachodni Brzeg, Strefę Gazy i Wzgórza Golan).

Uważa pan obecne rezolucje za wystarczające czy konieczne są nowe?
– Są wystarczające, ale nie są wykonywane. Jedyne państwo na świecie, które nie przestrzega tak wielu rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, to Izrael! Najwyższy czas, by społeczność międzynarodowa wymusiła realizację tego, co Izrael uzgodnił z Organizacją Wyzwolenia Palestyny. Niestety, od 1999 r. Izrael broni się przed stabilnym pokojem i zapewnieniem bezpieczeństwa nie tylko Izraelczykom, ale także Palestyńczykom. Obie strony muszą czuć, że korzystają na porozumieniu. A dzisiaj jedynie Izrael korzysta na okupacji. Dlatego dziękujemy społeczności międzynarodowej i Egiptowi za interwencję, dzięki której wypracowano zawieszenie broni. Ale teraz należy podjąć kolejne konkretne kroki.

Palestyńczycy i Izraelczycy są gotowi usiąść do stołu rozmów?
– Każdy moment jest odpowiedni do ratowania życia. Izrael nadal nie rozumie, że wojna nie jest rozwiązaniem. Wojna prowadzi jedynie do kolejnej wojny i nienawiści. Ale Izrael musi to jeszcze usłyszeć od społeczności międzynarodowej. Również od Stanów Zjednoczonych, które wciąż mówią o prawie Izraela do obrony, nie wspominając o prawach Palestyńczyków. Najwyższy czas przejść z etapu oświadczeń do etapu realizacji. Palestyna jest gotowa, ale czy Izrael jest gotowy?

A porozumienia z Oslo pozostają aktualne, czy pana zdaniem już je zaprzepaszczono?
– Izrael dawno pogrzebał te porozumienia przez swoje działania, np. nielegalne osadnictwo. W 1999 r. mieliśmy być w końcowym etapie! Gdzie jesteśmy teraz?

Minęły 22 lata…
– …a Izrael nie robi nic oprócz budowania nienawiści! Jedynie zagrabia ziemię i osadza izraelskich fundamentalistów wśród Palestyńczyków. Zresztą od tego zaczęła się ostatnia eskalacja. Izrael chciał wyrzucić z Szajch Dżarrah Palestyńczyków, którzy już wcześniej zostali wygnani w 1948 r. z Jerozolimy Zachodniej do Wschodniej. Chce zabrać ich domy i w tym miejscu osiedlić fundamentalistów, dokonać zmian demograficznych w mieście. Netanjahu wcześniej otrzymał różne obietnice od prezydenta Trumpa i teraz pomyślał, że czas je wykorzystać. Myślę, że fakt, że zaprotestował cały naród palestyński, dał jasną odpowiedź Stanom Zjednoczonym, Europie i niektórym krajom arabskim – nie można pominąć potrzeb politycznych i narodowych Palestyńczyków. Najwyższy czas, by ten problem został rozwiązany, zanim będzie za późno.

Palestyńczycy czują się zdradzeni przez Sudan, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Maroko i Bahrajn?
– Nie! Tutaj mowa o zupełnie innej kwestii. To powstanie Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu, w Jerozolimie Wschodniej, w Strefie Gazy i w samym Izraelu pokazało, że naród palestyński nie pozwoli się wyeliminować. Żaden kraj nie może pominąć naszych politycznych interesów. Trwa okupacja i trwa izraelska agresja wobec narodu palestyńskiego. Trzeba to brać pod uwagę! Te kraje, które znormalizowały swoje stosunki z Izraelem, same widzą, że obecny rząd z Netanjahu na czele nie jest partnerem do budowy stabilnego pokoju. Netanjahu dał im do zrozumienia, że są wspólnikami agresji przeciwko nieuzbrojonym palestyńskim cywilom, przede wszystkim w Strefie Gazy, ale też na Zachodnim Brzegu i w Jerozolimie. I chciałbym wyraźnie podkreślić: to, co widzieliśmy w Strefie Gazy, to nie była wojna. To była izraelska agresja! Nie wolno porównywać działań ludzi wykorzystujących do obrony prostą broń z atakami zaawansowanego lotnictwa bombardującego najbardziej zaludniony skrawek ziemi! Izrael mówi o niezamierzonych stratach wśród cywilów. Tymczasem izraelscy lotnicy celują tak, żeby było jak najwięcej ofiar cywilnych.

Czy rząd w Ramallah nie obawiał się, że do Gazy wkroczy także izraelskie wojsko i zajmie całą strefę albo jej część?
– Nadal tego się obawiamy. Z obecnym rządem w Tel Awiwie wszystko jest możliwe. Doszliśmy do obecnego zawieszenia broni dzięki działaniom Egiptu i naciskowi Bidena. Nawet izraelscy politycy mówią, że Netanjahu zrobi wszystko, byle uniknąć skazania przez sąd (Netanjahu oskarżony jest w trzech sprawach o korupcję i nadużycie władzy; jego proces właśnie ruszył – przyp. JK). A za te zbrodnie, których dokonywał przeciwko Palestyńczykom, nie tylko teraz, ale i wcześniej, należałoby go postawić przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym.

Izrael twierdzi, że Międzynarodowy Trybunał Karny nie ma nad nim jurysdykcji.
– Netanjahu i obecny rząd uważają, że są bezkarni. Dlatego najwyższy czas, by społeczność międzynarodowa podjęła poważne działania zamiast samych stanowisk i oświadczeń. One niczego nie zmieniają. Poważne kroki na arenie międzynarodowej powinny podjąć przede wszystkim Stany Zjednoczone, które dzisiaj finansują okupację i wspierają ją militarnie. Czas skończyć z podwójnymi standardami, nie można używać sankcji przeciwko jednemu krajowi, a drugi przed nimi chronić.

To w kim widzicie partnera, jeśli nie w Stanach Zjednoczonych?
– Stany nie mogą być głównym partnerem, mogą być jednym z nich. Widzimy aktywnego partnera w Unii Europejskiej i pozostałych uczestnikach kwartetu madryckiego (w ramach kwartetu współpracują ONZ, UE, Rosja i USA – przyp. JK), także w Polsce, która ma w tym doświadczenie.

A widzicie partnera w Niemczech, Czechach i Słowacji, po tym jak ich ministrowie spraw zagranicznych polecieli do Jerozolimy, by wyrazić poparcie dla Izraela?
– Traktujemy poważnie każdego, kto jest gotów być naszym partnerem, jeśli jest gotów spojrzeć na obie strony konfliktu. Ale partnerem na pewno nie jest ten, kto wspiera okupację i jest przeciwko bezbronnym ludziom. Nie można pokojem nazwać czterech wojen prowadzonych przeciw 2 mln ludzi żyjącym na 365 km kw., narzucania przez okupanta faktów i uznawania tych faktów przez niektóre kraje.

Może sytuację Palestyńczyków poprawiłoby wejście Mansura Abbasa do izraelskiej koalicji rządowej, na co jeszcze do niedawna się zanosiło?
– Absolutnie nie! To zupełnie inna sprawa. Tutaj chodzi o wzmocnienie praw Palestyńczyków w samym Izraelu. O to, żeby czuli się równymi obywatelami. A tak nie jest. Są represjonowani i prześladowani za sprawą różnych przepisów wprowadzanych przez Kneset czy rząd. Prawie 2 mln ludzi jest obywatelami drugiej kategorii. Jak często Netanjahu podżegał przeciw nim w wyborach? Cały czas! To nieważne, że w ostatnich sześciu miesiącach podczas kampanii wyborczej nic nie mówił przeciwko Arabom. Nieustannie pracuje nad ograniczaniem ich praw. W Izraelu są siły, które chcą pokojowego rozwiązania, lecz są tłumione przez fanatyków i rząd Netanjahu, który chce utrzymać się przy władzy.

W czyją więc stronę patrzycie w Izraelu?
– Każdego, kto jest gotowy rozwiązać ten konflikt. Przecież zakończenie go leży w interesie Izraela.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 23/2021, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.

Fot. Krzysztof Żuczkowski